Bardzo długo zastanawiałam się jak zacząć post o tym festiwalu. Postanowiłam, że poruszę ten temat ze względu na ogromną falę hejtu, która wypłynęła po tegorocznym Pol'and'Rock'u. Muszę przyznać, że troszkę mnie to zasmuciło, bo głównie na temat tej imprezy wypowiadają się osoby, które nie mają o niej zielonego pojęcia i którym brak odwagi, żeby samemu spróbować tam pojechać. Czemu tak myślę? Bo sama miałam takie zdanie o Woodstock'u (kiedy pojechałam pierwszy raz, to obowiązywała jeszcze ta nazwa, więc częściej będę używać właśnie jej).
Uważałam, że jeżdżą tam same ćpuny, pijaki, brudasy i śmieciarze. Ludzie, którzy chcą się tylko upić i nic więcej i... nie macie pojęcia jak bardzo się zdziwiłam, kiedy zawitałam tam po raz pierwszy.
Od razu muszę powiedzieć, że ten post nie jest sponsorowany, nie dostanę za niego miliona "niespodzianek" ani pieniędzy. Są to moje własne przemyślenia, którymi chcę się podzielić, może uda mi się zmienić zdanie chociaż kilku osób w temacie tego festiwalu, bądź co bądź obecnie stał się on nieco kontrowersyjny. Przejdźmy zatem do początku. Mój pierwszy Woodstock był dwa lata temu w 2017 roku. Wyszło dosyć zabawnie, bo rok później mogłam już mówić, że byłam na ostatnim Woodstock'u i pierwszym Pol'and'Rock'u.
Jak to się zaczęło?
Dostałam propozycję wyjazdu na festiwal i od razu stwierdziłam, że na niego nie pojadę, nie ma takiej możliwości ani opcji i w ogóle się ode mnie odwalcie wszyscy. Tam jeździ banda dzikusów i pijaków. Takie miałam zdanie. Jednak w pracy, gdy poruszyłam ten temat, okazało się, że moje przekonania są tak dalekie od prawdy jak nie wiem co. Połowa ludzi z mojej pracy była tam i zachwalała to miejsce, mówiąc mi jak tam jest wspaniale i że to w ogóle zupełnie inny świat. Nie chciało mi się w to wierzyć, jednak z czystej ciekawości, zaczęłam coś tam czytać w internecie na ten temat. Trafiłam na wiele for, gdzie uczestnicy tego festiwalu się wypowiadali i jak zachwalali. Byłam bardzo zdziwiona, ale w końcu stwierdziłam, że sama pojadę i się przekonam jaka jest prawda. Była to najlepsza decyzja w moim życiu.
Pamiętam jakby to było wczoraj, rozbiliśmy namiot, a później poszliśmy zobaczyć, co tu jest, gdzie można zjeść, gdzie są sceny i tak dalej. Początkowo byłam przerażona ilością ludzi. Pomyślałam, że nie ma bata, ja chcę wracać, że w takim tłumie nie ma opcji, żeby nic mi się nie stało. Czułam się źle i byłam bardzo przytłoczona tym, co działo się wokół, nie potrafiłam tego ogarnąć. W nocy nie mogłam spać, bo ktoś ciągle krzyczał, że szuka Andrzeja (takie Woodstock'owe zwyczaje) albo że zaraz będzie ciemno (również zwyczaj festiwalowy). Powiedziałam wtedy, że ja to pierniczę i wracam do domu, nie spędzę tu ani sekundy dłużej. Rano, już nieco przyzwyczajeni do tłumów, poszliśmy pod prysznic. I tutaj obaliłam pierwszy mit, że jeżdżą tam tylko brudasy, bo w kolejce pod zimny (!) prysznic staliśmy 2 godziny. Serio, nie żartuję. Bite dwie godziny zanim mogłam się umyć. Chociaż tyle, że wszyscy wokół opowiadali sobie jakieś żarty i jakoś ten czas zleciał na śmiechu. Powoli zaczynałam się przekonywać do tego miejsca. Jedzenia tutaj było pod dostatkiem, umyć się dało, a te nocne wykrzykiwania powoli przestały zawracać moją głowę. Zaczynałam się uczyć normalnie tam funkcjonować.
Na pierwszym Woodstock'u nie byliśmy jakoś długo, bo w sumie nie byliśmy też za bardzo przygotowani, co się tam dzieje, jakie są koncerty i tak dalej. W sumie byliśmy troszkę zagubieni, jak dzieci we mgle. Po festiwalu pojechaliśmy nad morze na kilka dni i właśnie tam w tej ciszy zdałam sobie sprawę, że właśnie opuściliśmy miejsce, gdzie wszyscy byli dla nas tacy serdeczni, gdzie czas nie miał znaczenia, gdzie nikt nie miał pretensji o to, że musi czekać godzinę czy dwie w kolejce do czegokolwiek, gdzie kiedy ktoś kogoś szturchnął niechcący, to wystarczyło, że przybił mu później piątkę. Miejsce tak niesamowite i przepełnione wzajemnym szacunkiem, że żal było je opuszczać. Stwierdziłam wtedy, że jedziemy również za rok.
I pojechaliśmy, bardziej przygotowani i z nieco większym planowaniem. I tutaj muszę przyznać, że faktycznie "potrzeba jest matką wynalazków", ponieważ mamy kilka niezłych patentów, które się sprawdziły i których używaliśmy również w tym roku.
To prawda, że ten festiwal tworzą ludzie. Relacje, jakie tam panują, są po prostu magiczne. Co z tego, że kogoś nie znam, jeśli ktoś chce porozmawiać, nie ma problemu. Rozmawiamy. Kiedy ktoś się przewróci, to zaraz pięć innych osób wyciąga ręce, żeby pomóc wstać.
I owszem jest tam alkohol, w końcu to festiwal, ale wcale nie jest tak, że wszyscy tam chodzą mega pijani i zaczepiają się wzajemnie. Nie, jeśli ktoś jest za bardzo "zmęczony" to po prostu idzie spać do namiotu. Naprawdę na palcach można wyliczyć przypadki, gdzie komuś się przysnęło na trawce, wtedy kilka innych osób tak układa taką osobę, żeby nic jej się nie stało albo żeby nikt takiej osoby nie podeptał.
I tam jest mega bezpiecznie. W mojej miejscowości boję się wracać do domu po ciemku, bo nie będę ukrywała, są w okolicy nieco agresywni ludzie, tam nie boję się chodzić sama, czy to w nocy czy za dnia, bo wiem, że nikt mi nic nie zrobi. A gdybym się zgubiła, to wystarczy, że kogoś zapytam jak trafić tu czy tu. A najlepsze jest to, że wszyscy są dla siebie mili, nikt nie patrzy na drugiego "spod byka" i nie ocenia. Tam mogę puścić najbardziej obciachową muzykę i zaraz dołączy do mnie mnóstwo innych osób, żeby pośpiewać albo potańczyć. W przyszłym roku (o ile dostanę urlop) włączę "Macarenę", bo jestem bardzo ciekawa ile osób dołączy do tańca :)
Zakochałam się w tym miejscu i jak tylko zbliża się pora powrotu do domu, to tak jakbym żegnała się z przyjacielem, którego zobaczę dopiero za rok.
Najważniejsze jednak jest to, że jadąc tam mam własny rozum. Wiem sama, co mam robić, żeby zadbać o swoje bezpieczeństwo. I wypada napisać jeszcze, że nie, nie biorę narkotyków, i właściwie nie piję alkoholu, nie palę papierosów, nie jestem agresywna. Jeżdżę tam dla muzyki, dla klimatu i dlatego, że miejsce to pełne jest niesamowitych ludzi zupełnie ode mnie różnych, ale w tym jednym tak podobnych.
Kiedy raz się tam pojedzie, chce się wracać już zawsze. W moim przypadku tak właśnie było.
W następnym poście postaram się nieco rozwinąć poszczególne rzeczy, takie jak higiena, bezpieczeństwo, czystość i tak dalej. Naprawdę chcę Wam pokazać, że to nie jest straszne miejsce, którego należy się bać. Z Woodstock'u trzeba czerpać wszystko to, co najlepsze.
Peace, Love, Music!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz